
Początki w Mesynie
Burza. Idealny moment, by skupić myśli i napisać nowego posta 🙂 Teraz tyle się działo, że nawet nie miałam kiedy o tym wszystkim opowiedzieć. No ale tak to już jest na Erasmusie.
Zacznę od mieszkania. Trochę na nie czekaliśmy ale było warto! Od 3 dni mamy urocze mieszkanko na poddaszu (w domku przyklejonym do skalnego zbocza). Całe nasze, z widokiem na miasto oraz Kalabrię, która majaczy wśród chmur na horyzoncie:) Wszystko dzięki Salvo., który pomógł nam je znaleźć! Grazie! Oczywiście początki, jak to początki łatwe nie były. Najpierw, przez prawie pięć dni nie byliśmy tak naprawdę pewni, czy z własnym mieszkaniem to w ogóle wypali. Na szczęście cierpliwość popłaca;) Kiedy już przybyliśmy do nowego miejsca, nie wiedzieliśmy w co ręce włożyć, taki panował tam syf! Ten, kto żył tam przed nami, nie pojmuje słowa porządek/. Ja rozumiem, że jesteśmy na Sycylii, że tu panuje luźna atmosfera i nikt się niczym nie przejmuje, ale na poważnie, oczy moje jeszcze takiego – powiem wprost – burdelu nie widziały! Czekały nas zatem chwalebne trzy dni sprzątania – szorowania, mycia, dezynfekowania i dekorowania…To również się opłaciło, gdyż rezultaty są godne pochwały. Teraz mieszkamy sobie na uroczym poddaszu, niezależni od nikogo, ledwie 10 minut od centrum. Możemy zapraszać kogo chcemy, swobodnie wyprawiać kameralne przyjęcia (zresztą jedno takowe już się odbyło) i wieść radosny sycylijski żywot;) Po tych kilku dniach niepewności oraz po dniach szalonego sprzątania, uważam stanowczo, że nam się należy!:) A w każdym razie bardzo się cieszymy, że tak się wszystko potoczyło! (Aha, muszę dodać jeszcze, że w naszym ogrodzie mieszka Pan Jeż ;))