
Skuterami do świątyń Mỹ Sơn
Będąc przez kilka dni w Hoi An, postanowiliśmy zrobić sobie wypad do pobliskich ruin dawnego sanktuarium Mỹ Sơn. Nazwa ta oznacza Piękną Górę i rzeczywiście, świątynie znajdują się u stóp wzgórza, które podczas naszych odwiedzin, raz po raz wyłaniało się zza chmur.
Za każdym razem gdy szliśmy wypożyczyć skutery, odzywał się we mnie prawdziwy zew przygody;) Samo sanktuarium jest naprawdę kameralne. Otulone soczyście pachnącą dżunglą, ukołysane śpiewem ptaków, przyklejone do zielonego wzgórza. Na miejscu natknęliśmy się tylko na jedną grupę turystów. Spacer wśród ruin okazał się bardzo relaksujący. Padał nawet lekki kapuśniaczek, który tylko wyostrzył aromaty otaczającego nas lasu. Zieleń, mżawka, przeplatający się z ciszą trel ptaków, zapachy, przyjemne lekko duszne powietrze… i podróż w czasie do Królestwa Chamów. Przepis na dzień idealny;)

U stóp Pięknej Góry, która wyłoniła się zza chmur:)
Na koniec załapaliśmy się nawet na występy, które zostały przygotowane dla grupy zorganizowanej.
W drodze powrotnej zahaczyliśmy o dwie knajpki (trzeba było pochłonąć dzienną dawkę mojej ukochanej zupy Pho;)). Pierwszą w wiosce nieopodal sanktuarium, gdzie odwiedziliśmy też targowisko, na którym okazaliśmy się prawdziwą atrakcją dla miejscowych;) Kupowaliśmy owoce jak normalni ludzie i grzecznie się targowaliśmy (bo to nawet wypada), a wietnamskie handlarki pokazywały nas sobie palcami i chichotały pod nosem. Taki już nas – białych los w Azji;) Ale za to jak artystycznie obrały nam przepyszne ananasy!?
Drugą już na obrzeżach Hoi An, gdzie siedzieli sami mężczyźni – jedli i popijali bimber (oczywiście bacznie nas przy tym obserwując;)). Choć chętnie byśmy się przyłączyli, chłopaki prowadzili skutery i nie mogliśmy skorzystać z oferty. Poprosiliśmy więc o bibmerek na wynos. Przelali nam go do wielkiej butli po 7Upie i byli w wielkim szoku, kiedy Maciek (bez sprzeciwu i bez negocjacji) zgodził się na ich (naszym zdaniem bardzo symboliczną) cenę, to jest aż 4 euro za 1,5 litra lokalnego, wietnamskiego bimberku;) Wszyscy byliśmy ukontentowani. A jaki wieczór potem był wesoły!;)
mama
Ten wieczór z tańcami i śpiewami na uliczkach Hoi An? Faktycznie, było wesoło-widziałam filmik:) A sanktuarium jak z baśni,i te soczyste kolory…Szkoda tych zniszczonych przez Amerykanów świątyń..Wyobrażam sobie jak imponująco musiały się prezentować. Wojnie mówimy zdecydowanie:NIE
Anonimowy
Podoba mi się zwłaszcza zdjęcie tancerek 🙂 Fajnie, że masz tyle inspiracji na nowe wpisy! Ciekawa jestem gdzie Cię znowu poniesie 🙂 Buziaczki, Agata
Daria Staśkiewicz
Dobrze, że ta straszliwa wojna to już historia… Te kratery po bombach robiły okropne wrażenie!
Daria Staśkiewicz
Dzięki kochana:) :* Nic mnie tak nie inspiruje jak podróże;) Oby jak najdalej i jak najczęściej!!!