
Park narodowy Laem Son. Niebo na Ziemi. A my w nim;)
Trafiliśmy do raju. Tak się poczułam, gdy późnym popołudniem wyszłam na werandę naszego domku i spojrzałam na Morze Andamańskie (po niemal dobie w podróży i poszukiwaniach tego jedynego bungalowa, ucięliśmy sobie zasłużoną drzemkę). Tak, to bez wątpienia Niebo na Ziemi. Przed moimi oczami roztaczał się widok jak z folderu – nieco kiczowatego ale wciąż urzekającego – cichy szum fal, pomarańczowe promienie zachodzącego słońca i kilka osób spacerujących nad brzegiem.
Od początku wiedzieliśmy, że nasz ostatni tydzień podróży chcemy przeznaczyć na porządny odpoczynek. Wybraliśmy malutką tajską wyspę, o której dowiedziałam się od ciotki, i której współrzędnych geograficznych nakazano mi strzec, choćby mnie żywcem palili. Żartuję;) Kto był, skojarzy ze zdjęć lub dostał pocztówkę – super. Ale tutaj nazwy nie napiszę, obiecałam i już. Dlaczego? Bo coraz mniej takich kameralnych małych rajów, do których turystyka masowa jeszcze nie dotarła. Należy je chronić, by nie zostały zamienione w bestialskie kurorty! Zresztą, jeśli lubicie szaleć i imprezować, zanudzilibyście się na śmierć. Tu wszyscy chodzą wcześnie spać;)
W każdym razie, znaleźliśmy się w zasięgu parku narodowego Laem Son, słynącego z mangrowców, dzioborożców i orzeszków nerkowca. Zatoka w północno-zachodniej części wyspy stała się naszą ostoją. Moglibyśmy jej nie opuszczać, jednak czasem nachodziła nas ochota na spacer lub niezastąpiony tajski masaż;) Ze trzy razy wybraliśmy się też do miasteczka (dwie uliczki na krzyż), które stanowiło stolicę wyspy. Szło się około 20 minut, jedyną główną drogą o szerokości 2 metrów.
Ktoś pomyśli: ale nuda! Nieee. Właśnie tego potrzebowaliśmy po 6 tygodniach zwiedzania;)
Dziś nastawcie się raczej na tropikalne widoczki niż wartość merytoryczną posta;)
Palmowy wachlarz
Czekając na motorówkę, która zabierze nas na ląd..
Droga powrotna z Singapuru do Bangkoku – koniec trasy.
Uroczyście i z niemałym smutkiem zawiadamiam, iż był to ostatni post z naszej podróży po Azji Południowo-Wschodniej. Pobyt na wyspie okazał się wisienką na torcie i pozwolił nam naładować baterię przed powrotem do Irlandii. Już niebawem podsumowanie i kosztorys wyprawy.
Wera
Cudownie! Szczerze podziwiam przepiękne widoki i myślę, ze to idealny, zasłużony odpoczynek:)!
I S
Nie ma to jak w raju…
Daria Staśkiewicz
Dzięki Werciu :* Każdy, choć raz w życiu powinien się wybrać do raju!:)
Daria Staśkiewicz
Oj tak… 🙂
mama
A muszelki z tej wyspy dyndają na naszym drzewku w ogrodzie przypominając mi w ten chłodny pochmurny dzień,że gdzieś za morzami jest raj na ziemi…
Daria Staśkiewicz
Może niedługo też zdecydujecie się go odwiedzić? 😉