
Widokówki z Wenecji
Pobyt we Włoszech rozpoczęliśmy od 3 dni w Wenecji. Bo czemu by nie?;) Tyle już razy zwiedzaliśmy Bolonię, że tym razem kupiliśmy lot do Treviso. Jak to stwierdził Maciek: No w sumie Wenecję wypadałoby zobaczyć, zanim całkiem zatonie😉
Tylko gdzie spać, by wyszło niedrogo!?
Zaczęło się szperanie w sieci, aż w końcu znaleźliśmy rozwiązanie – Camping Jolly! Chyba najtańsze możliwe noclegi, jeśli chodzi o Wenecję. Zakwaterowanie w namiocie (takim zamykanym na klucz, z 3 łóżkami w środku) wyniosło nas 7,5 euro za osobę za noc! Warunki, jak za tę cenę, fantastyczne – czysta pościel, łazienki z prysznicami, pralnia, możliwość przechowania bagażu w szafkach lub na recepcji (najlepiej weźcie swoją kłódkę), basen z leżakami oraz sklepik i bar na terenie campingu. Za dodatkową opłatą (jakieś 3 euro w 1 stronę), busiki, które zabiorą Was do laguny – kursują kilka razy dziennie, ostatni raz ok 18:00 (dlatego, najczęściej wracaliśmy jednak zwykłym autobusem miejskim). Baliśmy się trochę o chłód w ciągu nocy, ale trafiliśmy na ciepłe majowe dni. Gdyby ktoś chciał spać tu w innych porach roku niż lato, polecam zabrać śpiwór lub wybrać domki campingowe – mogą być nieco droższe.
Zaczynamy od Treviso…
Wenecja, dzień 1
rok 1495, Philippe de Commynes, kronikarz z Francji
Odpoczynek pod kościołem, z widokiem na Plac Św. Marka:) Następnie udaliśmy się na sąsiednią wysepkę – San Giorgio Maggiore, gdzie w kościele znajdują się same dzieła sztuki!
Kurierzy w Wenecji mają ciekawiej;)
No to się rozpadało. A my poszliśmy do Galerii Akademickiej (chciałam tylko skorzystać z toalety), gdzie przypadkowo weszliśmy za darmo. A że i tak padało, to zaczęliśmy zwiedzać;)
Obcujemy ze sztuką…
Wyspa Murano
knajpka nad kanałem
Oczu oderwać nie mogłam od tych domeczków!
Para młoda
A tak się na wieczór rozpadało w Wenecji. Staliśmy jak te głupki gdzieś pod łukiem bez parasola i czekaliśmy, aż się uspokoi. Ostatecznie i tak wróciliśmy na camping cali mokrzy;)
Wenecja, dzień 3
Stary klasztor na wyspie San Pietro di Castello
Spokojny skwerek przed klasztorem
Opustoszałe niemal uliczki oznaczają nic innego jak sjestę!
kanał w pobliżu parku Biennale
I tak, jak za pierwszym razem Wenecję wspominałam z dużą obojętnością i lekkim niesmakiem (upał, tłumy ludzi – lipiec i gonitwa za panią przewodnik), tak tym razem, zakochałam się bez pamięci! Miasto zeszliśmy wszerz i wzdłuż! Trzeciego dnia, ból stóp dawał się już ostro we znaki. Ale co z tego! Z uśmiechem na ustach wspominam nasze pikniki, gdy kupowaliśmy prowiant w supermarkecie, a następnie siadaliśmy gdzieś na uboczu i zajadając bagietkę z mortadelą, przyglądaliśmy się mieszkańcom. No i oczywiście kawki w kawiarenkach na weneckich placykach – mój ulubiony punkt programu podczas zwiedzania europejskich perełek.