
Road trip po Andaluzji. Kameralnie w Kordobie
Następnego dnia ruszyliśmy w dalszą drogę. Z rana podjechaliśmy po Asię, która, jak już wcześniej wspominałam, postanowiła wybrać się z nami (taka okazja mogłaby się już nigdy nie powtórzyć!). Z niemałym smutkiem pożegnaliśmy w duchu Granadę i obraliśmy kierunek na Kordobę.
Po raz kolejny zdecydowaliśmy się na mniej obleganą – widokową trasę z zamieram zatrzymania się po drodze w jakimś miłym miasteczku:) Ostatecznie zrobiliśmy nawet dwa przystanki – pierwszy w Alcala la Real z fortecą na wzgórzu, drugi w Baenie, gdzie napiliśmy się kawy.
Do Kordoby dotarliśmy ok 13-ej (auto zostawiliśmy na darmowym parkingu, czyli jeszcze przed rzeką i mostem Puente Romano, przy Calle San Jose – polecam, to tylko kilka minut od historycznego centrum!).
Już od pierwszych kroków, Kordoba wydała mi się kameralna i dużo spokojniejsza niż Granada. Choć w gruncie rzeczy powinno być na odwrót, żyje tu znacznie więcej ludzi. Jasny kamień, z którego zbudowano kamieniczki, nadawał jej ciepłą, przytulną barwę. Kiedy dotarliśmy nad rzekę Gwadalkiwir i ujrzeliśmy panoramę miasta z dominującą nad dachami La Mezquitą, wiedziałam, że czeka nas kolejny dzień pełen odkryć i wrażeń:)




mama
Po przedświątecznych porządkach z ogromna przyjemnością przeniosłam się do Cordoby…Co za miejsce,a meczet jest nieziemski.Za oknem 0 st. ,a tu trochę letniego powiewu..Lato wracaj!!!
Daria Staśkiewicz
Też bardzo już tęsknię za tym letnim powietrzem… I ciepłem słońca!