
Z racji połączenia lotniczego, zwiedzanie Rumunii rozpoczęliśmy od stolicy. Stolicy, która niestety w ostatnim stuleciu wiele wycierpiała (trzęsienia ziemi, II wojna światowa oraz szaleństwa architektoniczne komunisty Ceauşescu), przez co nie rzuca na kolana swoich gości, a poznawanie jej nieoczywistych uroków wymaga od przyjezdnych dużych pokładów cierpliwości.
Postanowiliśmy dać jej szansę i na piechotę zeszliśmy sporą część centrum oraz garść uliczek starego miasta, którym jakimś cudem udało się przetrwać. W trakcie spaceru napatoczyło się nawet kilka urokliwych zakątków i secesyjnych kamienic, jednak w ogólnym rozrachunku, czegoś nam zabrakło. Bukareszt sprawiał wrażenie miasta chaotycznego. W dodatku, na każdym kroku napotykaliśmy maszkarony architektury radzieckiej. Teraz rozumiemy, dlaczego Węgrzy tak strasznie denerwują się, kiedy ich reprezentacyjny i pełen elegancji Budapeszt zostaje pomylony z (nie daj Boże!) niezgrabnym Bukaresztem. Do pociągu w stronę Braszowa zapakowaliśmy się z niemałą ulgą. Stwierdziliśmy, że miasto nie zachęciło nas, by wrócić do niego w przyszłości.
Nasza trasa: Bukareszt – Braszów, 170 km (ok 4 h jazdy pociągiem)
Spodobał Ci się ten post? Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco!:) Niebawem ciąg dalszy!
Izabela Staśkiewicz
Na Twoich zdjęciach Bukareszt wygląda pięknie i zachęcająco…Trudno uwierzyć,że mieliście inne odczucia. Siła artystycznej wizji fotograficznej?-po prostu dobre oko!