Top
  >  Bukareszt   >  Pierwszy dzień w Rumunii. Bukareszt
Z racji połączenia lotniczego, zwiedzanie Rumunii rozpoczęliśmy od stolicy. Stolicy, która niestety w ostatnim stuleciu wiele wycierpiała (trzęsienia ziemi, II wojna światowa oraz szaleństwa architektoniczne komunisty Ceauşescu), przez co nie rzuca na kolana swoich gości, a poznawanie jej nieoczywistych uroków wymaga od przyjezdnych dużych pokładów cierpliwości.

Postanowiliśmy dać jej szansę i na piechotę zeszliśmy sporą część centrum oraz garść uliczek starego miasta, którym jakimś cudem udało się przetrwać. W trakcie spaceru napatoczyło się nawet kilka urokliwych zakątków i secesyjnych kamienic, jednak w ogólnym rozrachunku, czegoś nam zabrakło. Bukareszt sprawiał wrażenie miasta chaotycznego. W dodatku, na każdym kroku napotykaliśmy maszkarony architektury radzieckiej. Teraz rozumiemy, dlaczego Węgrzy tak strasznie denerwują się, kiedy ich reprezentacyjny i pełen elegancji Budapeszt zostaje pomylony z (nie daj Boże!) niezgrabnym Bukaresztem. Do pociągu w stronę Braszowa zapakowaliśmy się z niemałą ulgą. Stwierdziliśmy, że miasto nie zachęciło nas, by wrócić do niego w przyszłości.

Dworzec Gara du Nord, gdzie w przechowalni zostawiliśmy ciężkie plecaki (koszt usługi to około 10zł od plecaka za dobę)
Smakowite wypieki, których zapachy zaatakowały nas już na samym wstępie i natychmiast uzależniły od siebie. Każdego dnia zachodziliśmy do napotkanych w drodze piekarni i kupowaliśmy świeżutkie, jeszcze ciepłe – raz słone raz słodkie – covrigi, gogosze i inne pyszności.
Maszerując przez Bukareszt
Nad rzeką Dymbowicą
Uniwerek
W stronę starego miasta
Drzewko zadomowiło się na amen
Szukamy zimnego piwka. W związku z tym, że polskie lato w tym roku nie rozpieszczało, upały w Rumunii zaskoczyły nas pozytywnie. Tęskniliśmy za prawdziwym gorącem.
W cieniu parasola kwiaciarki
Gdzieś od tyłu przemycona w sposób niedbały nowoczesność
Moją uwagę przykuły ciekawe okienka
Maciek skoncentrował się na gołębiach
W końcu dotarliśmy pod siedzibę parlamentu. To właśnie ten ogromny pałac, stał się przyczyną wyburzenia 7km2 miasta – kilku kwartałów kamienic i świątyń i tym samym przesiedlenia 40 tys. mieszkańców. A wszystko za sprawą kaprysu Ceauşescu, komunisty – dyktatora.
„Na potrzeby oprowadzania po gmachu należy przyjąć, że Ceauşescu nie było, komunizmu też nie było, burzenia dzielnicy nie było, w Rumunii zawsze była demokracja, a ten oto Dom Ludu postawił rzymski cesarz Trajan w II wieku naszej ery jako swoją letnią rezydencję.”
Małgorzata Rejmer, cytat z książki Bukareszt. Kurz i Krew
Czy było warto, dla takiej poczwary? Odpowiedź nasuwa się sama.
„Oto przed nami piramida faraona.Wielka i kanciasta jak Ziggurat.Spełniony stalinowski sen o architekturze,który zamienia ludzi w ziarenka piasku.”
Małgorzata Rejmer, cytat z książki Bukareszt. Kurz i Krew
Jeśli wierzyć Wikipedii: Budowla wykonana jest w całości z materiałów pochodzących z Rumunii. Podczas budowy zużyto milion metrów sześciennych marmuru pochodzącego z Transylwanii, trzy i pół tysiąca ton kryształu do skonstruowania 480 żyrandoli (największy z nich waży 2,5 tony), na sufitach zamontowano 1409 mniejszych punktów świetlnych, wykorzystano 700 tysięcy ton stali i brązu do wykonania monumentalnych drzwi i okien, do pokrycia drewnianych posadzek i parkietów zużyto 900 tysięcy m3 drewna. Ponadto wnętrze upiększono kosztownymi dywanami zajmującymi powierzchnię 200 tysięcy m² (…) Łączna powierzchnia zabudowy wynosi 830 tysięcy m2. Budynek podzielony jest na 3 części, każda z nich różni się przeznaczeniem. Pałac posiada około 1100 pomieszczeń, w 440 z nich mieszczą się biura, ponadto znajduje się tu 30 wielofunkcyjnych sal (największa z nich ma 16 metrów wysokości i kubaturę 2200 m³), 4 restauracje 3 biblioteki dwa parkingi podziemne, jedna sala koncertowa. Pałac posiada 12 nadziemnych kondygnacji, pod ziemią znajduje się osiem poziomów, z których cztery wciąż nie są wdrożone do eksploatacji.”
To pierwszy w Europie i drugi na świecie (po amerykańskim pentagonie), największy (pod względem powierzchni) budynek na świecie. Powinien wywoływać dumę ale zważywszy okoliczności powstania, Rumunia raczej nie ma czym się chwalić. Nam nie przypadł go gustu, zwłaszcza, kiedy zaczęliśmy sobie wyobrażać, jak pięknym miastem musiał być wcześniej Bukareszt. Straszna szkoda, że nikt tego wariata Nicolae’a nie powstrzymał.
Oddalamy się od szpetnej dzielnicy rządowej.
I wreszcie wkraczamy na starówkę. W tej niewielkiej cerkiewce mieliśmy okazję uczestniczyć w ortodoksyjnym chrzcie niemowlęcia, które zanurzono w basenie wody święconej.
Zabytkowy karawanseraj
Dawny zajazd turecki okazał się najciekawszą budowlą Bukaresztu
Odkrywamy uliczki wyłączone z ruchu samochodowego
Knajpeczki
 Wałęsamy się wśród zachowanych, całe szczęście, kamienic
 W którą stronę by się teraz udać…
 W zabytkowych wozach pootwierano sklepiki z przekąskami.
 Zgrany duet:)
 Prawie jak w Mediolanie – wewnątrz bary typu shisha
 Chwila odpoczynku
  Cerkiew z wirydarzem
 Po nieprzespanej nocce i kilku godzinach w ostrym słońcu mamy dosyć. Kierujemy się w stronę dworca na jakiś obiad. Za około 2h odjeżdża nasz pociąg.
 W centrum
 Przed 4-godzinną podróżą posilamy się w barze na dworcu. Zamawiamy ciorbę (zupę) taraneasca de vacuta – chłopską, gulaszową (niezbyt gęstą) z wielu warzyw i wołowiny oraz ciorbę de fasole cu afumatura (fasolowo-grochową z wędzonym mięsem). Domowe i smaczne!
 Pociąg do Transylwanii… Ciąg dalszy nastąpi!:)

Nasza trasa: Bukareszt – Braszów, 170 km (ok 4 h jazdy pociągiem)

Spodobał Ci się ten post? Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco!:) Niebawem ciąg dalszy!

Comments:

  • 23 sierpnia 2017

    Na Twoich zdjęciach Bukareszt wygląda pięknie i zachęcająco…Trudno uwierzyć,że mieliście inne odczucia. Siła artystycznej wizji fotograficznej?-po prostu dobre oko!

    reply...

post a comment