
Transylwania – Bajkowa Sighisoara
Do Sighisoary dojechaliśmy późnym wieczorem z nastawieniem, że rozbijać się będziemy po omacku. No, może aż tak tragicznie nie było. Maciek wynalazł camping, znajdujący się nieopodal torów. Niezmiernie ucieszyła mnie wizja prawdziwej łazienki z ciepłą wodą. Z pociągu wysiedliśmy jako jedyni, przez co niemal zwątpiłam, czy dobry cel obraliśmy (czy ktoś tu kurczę poza nami w ogóle przyjeżdża?!).
Co więcej, szybko okazało się, że owszem, camping widać już z dworca, tyle że droga do niego wije się stromo pod górę. Niby jedyne 3 km, a jednak wspinaczka z plecakami przez ciemny las (miałam tylko nadzieję, że nie spotkamy jakiegoś wygłodniałego karpackiego niedźwiedzia) dała mi (Maciek nigdy nie narzeka) nieźle w kość. Na szczęście, następnego ranka widok z campingowej kawiarni wynagrodził wszelkie trudy!
Przygotowując się do wyjazdu, niemal na każdym blogu czytałam, że Sighisoara to perełka wśród siedmiogrodzkich miast. Faktycznie, coś w tym jest! Szybko trafiła do naszego transylwańskiego TOP 3. Oczywiście Braszów i Sybin też przypadły nam do gustu, jednak trzeba przyznać, że Sighisoara wręcz rozkochuje w sobie przyjezdnych. W Segieszowie (polska wersja nazwy) wciąż można poczuć wyjątkowy urok średniowiecznego miasteczka (wiecie, takiego otoczonego starymi murami miejskimi, z reprezentacyjną bramą wjazdową zwieńczoną wieżą zegarową, z klasztorem na wzgórzu, ratuszem, cichymi placykami), mówi się, że jednego z lepiej zachowanych w Europie.
Spędziliśmy tam cały dzień, snując się brukowanymi alejkami, nie mogąc nasycić się kolorowymi kamieniczkami. Pogoda dopisała ale i upał dał się we znaki. Momentami chowaliśmy się w cieniu popijając białe schłodzone wino, produkowane zresztą w tych stronach lub też przysiadaliśmy w miłych kafejkach. Sighisoara to idealne miasteczko żeby się powłóczyć i wyluzować. Polecamy wszystkim Leniuchom!
Odjeżdżamy! Żegnaj kochana Sighisoaro!
Nasza trasa: Sighisoara – Dumbraveni (21,3 km pociągiem), następnie 12,7 km autostopem do Biertanu (pan specjalnie dla nas nadrobił dla kilka kilometrów;))
Doczekaliśmy się. Koło 22:00 światła zostały włączone. Byliśmy okrutnie zmęczeni ale otworzyliśmy wino i tak sobie myślę, że warto było zaczekać;)
Spodobał Ci się ten post? Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco!:) Niebawem ciąg dalszy!
madame bonheur
Bardzo fajna relacja i ciekawe zdjęcia. Świetnie się czytało!
Daria Staśkiewicz
Dzięki! 🙂
Izabela Staśkiewicz
Satureja…nie spotkałam dotąd takiej przyprawy..ciekawe..
Piękne te miasteczka,Twoje zdjęcia oddają klimat,przeniosłam się tam z zimnego jesiennego Szczecina. A winko wytrawne czy nie? Spróbowało by się,oj spróbowało…
Daria Staśkiewicz
Dzięki Mamo:) Też bym chętnie tam teraz wróciła… Winko zawsze kupujemy wytrawne, bardzo smaczne było!