
Transylwania – z Biertanu przez Mediaș do Sybinu
Prosto z Biertanu udaliśmy się do Mediasz. Stopa łapaliśmy dłużej ale trudno łapać, kiedy praktycznie nic przez wioskę nie jedzie;) W końcu zabrał nas młody chłopak, który co prawda po angielsku nie mówił, słuchał za to niesamowicie klimatycznej muzyki. Żegnając się z nim nie wytrzymałam i zapytałam o nazwę zespołu. Manele – odpowiedział, wzruszając ramionami.
Po powrocie do Polski sprawdziłam i okazało się, że jest to gatunek muzyczny popularny w Rumunii oraz krajach ościennych. Treścią przypominający nasze disco polo, w rytmach jednak znacznie bardziej orientalny, cygański… No zakochałam się! Przemierzając Transylwanię stopem i nieśmiało podrygując do skocznego Manele czułam się we właściwym czasie i miejscu.
Dlaczego akurat tam? Pamiętaliśmy, że polecał je Makłowicz. I w ten oto sposób pan Robert wyprowadził nas w maliny. Bo w Raszinari, poza urokliwą niską zabudową, nie było nic, o knajpach nie wspominając. Nasza frustracja sięgnęła zenitu. Zaczęliśmy na siebie krzyczeć, zastanawiając się, po jakiego grzyba w ogóle nam to Raszinari. O ciepłym posiłku mogliśmy zapomnieć…
Charakterystyczne „oczy miasta” sprawiają, że można poczuć się obserwowanym…
Przesmyk
Wieczornym spacerem zaostrzamy apetyt przed kolacją
Tuż przy starych murach
Najsmaczniejsze podczas tej wyprawy śniadanie dorwaliśmy właśnie w Sibiu! Świeże, ciepłe i aromatyczne covrigi (wypełnione wiśniami) z piekarni oraz kawa z Hug the Mug – warto!
Rdzenni mieszkańcy:)
Spodobał Ci się ten post? Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco!:) Niebawem ciąg dalszy!
Izabela Staśkiewicz
Chociaż dzień wydawał się trudny,to jest co wspominać ,zrobiło się przygodowo..i dobrze! Śliczny ten Sybin,jedzenie,uliczki i pogoda.Zgłodniałam…