
Portugalia z Teściami – czy to się w ogóle może udać?;)
Witajcie! Nie było mnie tu …ho ho.. od stycznia. Nawet dla mnie samej to szok. Ale jakoś tak się złożyło, wena zniknęła a później pojawiły się inne życiowe okoliczności. Wielokrotnie wspominałam, że zmuszać się do pisania nie znoszę. Nie przynosi to bowiem zamierzonego efektu. Tekst wydaje się suchy, cierpki, bez polotu. Już lepiej zamilknąć i dać sobie czas. Potrzebowałam go jak widać sporo…
Czas jednak opowiedzieć Wam co nieco o naszej kwietniowej Portugalii. Urlop z Teściami – czy to w ogóle może się udać??? Oczywiście! Ale tylko kiedy macie fajnych teściów! 😀 Choć był to bez wątpienia wyjazd innego typu (znacznie spokojniejszy – zależało nam, żeby to Teściowie najwięcej skorzystali i sprawdzili, czy w ogóle taki sposób podróżowania im pasuje:)), nam tydzień ten przeleciał migiem. Lizbona, Porto i cała masa wrażeń podczas 2-dniowego przejazdu między centrum kraju i stolicą wina. Co ciekawe, prognozy pogody przed wyjazdem nie napawały optymizmem. Mieliśmy trafić w bardzo nieprzyjazne okno pogodowe, zapowiadali chmury, deszcz i ziąb. Najwyraźniej kwiecień plecień przeplata także w Portugalii… Tymczasem, stwierdzam, że jesteśmy cholernymi szczęściarzami. Poza jednym, jedynym dniem, przyświecało nam słoneczko. A może to jakieś niecne czary teściowej…;)
Pierwsze dwa dni spędziliśmy w czarującej Lizbonie. Zakochałam się w niej już 9 lat temu, więc spodziewałam się, że rodzinka także będzie zachwycona. Nie pomyliłam się! Obeszliśmy uliczki klimatycznej Alfamy i kilka punktów widokowych, zajrzeliśmy na targ złodziei, do panteonu, paru kościołów i Katedry Se, pojeździliśmy starymi żółtymi tramwajami, trafiliśmy na targ z lokalnymi przysmakami, wybraliśmy się do dzielnicy Belem (gdzie zwiedziliśmy Pomnik Odkrywców, wieżę Belem oraz Klasztor Hieronimitów – za pierwszym razem w ogóle nie udało mi się tam dotrzeć) i popróbowaliśmy portugalskich potraw:)
Nasz pierwszy poranek i widok z balkonu
Tuż pod nami co jakieś 20 min przejeżdżał tramwaj nr 12:)
Punkt widokowy Miradouro da Graca, na którego szczycie znajduje się klimatyczny klasztor
Nie omieszkaliśmy wejść do środka, gdzie natknęliśmy się na zaciszny wirydarz
Odkrywamy zakątki portugalskiej stolicy – już niemal zapomniałam, jakie to kolorowe miasto!
Gdzie nie spojrzeć, płytki azulejos a każda fasada jedyna w swoim rodzaju
Punkt widokowy Miradouro de Nossa Senhora do Monte
Dobrej podróży! Lizbona czeka na Ciebie:)
Rodzinna włóczęga po takim mieście to prawdziwa przyjemność:)
Kościół św. Wincentego
Panteon Narodowy – to honorowe miejsce zachowania pamięci znamienitych Portugalczyków. Spoczywają tu m.in. bohaterowie narodowi (jak odkrywca Henryk Żeglarz) oraz pieśniarze fado (np. Amalia Rodrigues)
Jak dla mnie w Polsce też mogłoby być tak kolorowo!
Uwielbiam takie żywe barwne miasta:)
Chyba najbardziej popularny punkt widokowy miasta – Miradouro das Portas do Sol (Brama Słońca)
Odpoczynek z widokiem na rzekę Tag i starą Alfamę
Degustacja lokalnej wiśnióweczki – ginjinha
Po południu zaczyna się chmurzyć ale nam to nie przeszkadza – zwiedzamy dalej
Katedra Se (wraz z klasztorem)
Łuk triumfalny Arco da Rua Augusta i biegnący tu deptak nie przypadły nam do gustu – komercja i same turystyczne lokale
Czas spróbować słynnego ciastka – pasteis de nata (pychotka!)
Takie klimaty ledwie 3 minuty od naszego apartamentu:)
Kolejnego dnia ruszamy w stronę dzielnicy Belem – najpierw jednak podziwiamy murale w dzielnicy Mouraira (w okolicy mieszkaliśmy)
Mówi się, że to tutaj narodziła się muzyka Fado, wcale nie w Alfamie
Na targu lokalnych specjałów – bułka z owczym serem i szynką presunto – rewelacja!
Tramwajem nr 15 dojeżdżamy na drugi kraniec miasta – przy Wieży Belem łapie nas przelotny deszcz
Pomnik Odkrywców z Henrykiem Żeglarzem na czele – warto wjechać na górę dla widoków!
Klasztor Hieronimitów – za moment się do niego udamy
Mapa portugalskich podbojów
Grobowiec podróżnika i odkrywcy Vasco da Gamy w kompleksie klasztornym Hieronimitów
Krużganki w Klasztorze Hieronimitów – arcydzieło stylu manuelińskiego (późny gotyk, XVI wiek) – na Liście UNESCO
Pamiątka rodzinna musi być;)
Street art w Dzielnicy Belem
Kolejna atrakcja to stare żółte tramwaje – naprawdę warto się przejechać! My wybraliśmy numery 28 i 12.
Warto stanąć z przodu lub z tyłu (z reguły ciężko usiąść bo zainteresowanych jest naprawdę wielu). Ten pan to prawdziwa oaza spoko i chyba najbardziej cierpliwy człowiek na świecie – bycie motorniczym w Lizbonie to prawdziwe wyzwanie;)
Auto odebraliśmy na Dworcu Oriente
Przejazd autem z Lizbony do Porto okazał się strzałem w dziesiątkę! Niby tylko dwa dni w drodze (z noclegiem na Air B&B w Coimbrze) a ukazał nam cały wachlarz portugalskich krajobrazów. Wzburzony lazurowy Atlantyk, złoto-rdzawe piaszczyste plaże, odważni surferzy i kitesurferzy, usiana starymi wiatrakami romantyczna kraina Estremadura, średniowieczne miasteczko Obidos, studencka Coimbra, porośnięte soczystą zielenią góry Montemuro, jazda ponad chmurami, stare kamienne mosty rodem z Irlandii, wyłaniające się zza mgły akwedukty, aż wreszcie ośnieżona przełęcz i Dolina Rzeki Duero wieczorową porą. Do dziś jestem w szoku, że tyle udało nam się zobaczyć w zaledwie dwa dni!
Nasza trasa – ok 600 km, które pokonaliśmy w ciągu dwóch dni
Dzień trzeci – ruszamy na północ – na początku droga nasza wiedzie wzdłuż Atlantyku – na horyzoncie widać już nasz cel
Przylądek Rocka – najdalej na zachód wysunięty skrawek Europy lądowej
Przerwa na lunch z widokiem na Plażę Ribeira D’ilhas
Potęga wzburzonego oceanu – coś czego nie da się opisać słowami!
Spacer po plaży – żałuję, że nie mam żadnego filmiku ani zdjęcia ale dosłownie parę sekund później przyszła większa fala, która podmyła mi lekko spłoszonego męża;) Musiał się przebierać na parkingu w spodnie teścia a my laliśmy ze śmiechu;)
Przyjemność dobrego życia, oj tak…
Lecimy dalej na północ, tym razem przez krainę starych wiatraków – Estremadura. Trochę mało tu widać ale jak się przyjrzycie, na prawo od kierunkowskazu zauważycie w tle malutki młyn wiatrowy:)
Takie zapomniane cuda architektury spotykaliśmy na trasie
Zbliżamy się do średniowiecznego Obidos
Wita nas imponujący akwedukt
Spacer po starych murach
Różowy sad
Włóczymy się po zakamarkach Obidos
To bez wątpienia raj dla miłośników wąskich brukowanych uliczek
Mąż mój stwierdził nawet, że to najładniejsze średniowieczne miasteczko w jakim byliśmy:)
Na deser lody o ciekawych smakach
Kolejny poranek i rzut okiem na Coimbrę
Krużganki w tutejszym klasztorze – katedrze
Wewnątrz podziwiamy także oryginalne płytki azulejos pamiętające XVI wiek
Obowiązkowo odwiedzamy także najstarszą uczelnię w kraju – Coimbra to miasto uniwersyteckie
Jeden z uczelnianych dziedzińców i obowiązkowe płytki azulejos
Zaczyna kropić ale nam to nie przeszkadza
Spacer po mieście
Charakterystyczne dla Coimbry ciasteczka cruzios
Stary kamienny most w Poco de Santiago – nagle zrobiło się zielono jak w Irlandii
Przeprawa przez Góry Montemuro
Ponad chmurami
Przerwa na siku w takich okolicznościach przyrody to istna przyjemność;)
Przystanek w deszczu – cmentarz w miasteczku Vouzela
Dolina Rzeki Duero o zmierzchu – nie dane nam było podziwiać jej w słońcu – będziemy mieli po co wracać:)
Na deser dotarliśmy do Porto – miasto to, nie ukrywam, marzyło mi się od dawna. Cieszę się, że tym razem się udało! W pewnym momencie nie byliśmy pewni, czy to Lizbona czy Porto skradło nasze serca.
Pierwszy spotkanie z intrygującym Mostem Dom Luis I
Na bulwarach
Nie skłamię pisząc, że ten most hipnotyzuje
Degustujemy wino porto
Wycieczka kolejką linową to jedyne 6 euro (w cenie jest też lampka wina porto, którą kosztowaliśmy na poprzedniej fotce)
Dzielnica Ribeira – widok spod katedry
Wałęsając się po mieście nietrudno zauważyć, że niestety wiele zabytkowych kamieniczek popada w ruinę. Część z nich wykupują biura nieruchomości po czym wynajmują je przyjezdnym mieszkania na Air B&B.
Wizyta na Dworcu Sao Bento – ja się zakochałam
Jakby ktoś nie był pewien, gdzie się znajdujemy;)
Porto z innej perspektywy
Szczęście nieopisane… jednak pomału czas się żegnać. To nasz ostatni dzień w Portugalii
Z dala od centrum
Przed katedrą
Katedra – klasztor (obowiązkowo z krużgankami)
Krótkie podsumowanie:
Lecieliśmy do Lizbony. Wracaliśmy z Porto. Za bilety zapłaciliśmy 135 euro za nas oboje w dwie strony.
Spaliśmy w 3 apartamentach wynajętych przez Air B&B – 3 noce w Lizbonie, 1 noc w Coimbrze i 3 noce w Porto. Noclegi wyszły nas ok 300 euro na parę za 7 nocy. Wybieraliśmy takie ze średniej półki i w miarę w centrum.
Wypożyczonym w Avis autem przejechaliśmy około 600 km przez 2 dni (auto wyniosło nas sporo, ponieważ wzięliśmy je w Lizbonie a oddawaliśmy w Porto – to zawsze zwiększa koszt, do tego pełne ubezpieczenie). Za auto i benzynę daliśmy łącznie 350 euro za 2 dni. To sporo. Więcej z Avisa nie skorzystamy, już drugi raz się zawiedliśmy. Na szczęście tym razem dzieliliśmy koszt na dwie pary.
Jedliśmy mnóstwo lokalnych potraw: obowiązkowe ciasteczka budyniowe pasteis de nata, dorsza, zupę rybną z papryką, sardynki, krewetki, kanapkę z szynką presunto i owczym serem, ciasteczka cruzios w Coimbrze, bifanę (pyszną bułkę na ciepło z mięsiwem) krokieciki rissois (jedne z wołowiną, inne z dorszem), gulasz z trzema rodzajami mięsa i bobem (nazywał się chyba feijoada), słynną piętrową kanapkę francesinhę z Porto, zupę z jarmużem caldo verde, budyń marakujowo-kokosowy, mus czekoladowy. No i codziennie mnóstwo owoców w tym truskawki (u nich trwał już sezon), ananasa czy mango.
Dorsz z młodymi ziemniaczkami i fasolką
Bifana z mięsiwem i serem owczym
Piętrowa kanapka francesinha z Porto
Krokieciki rissois
przepyszny gulasz z bobem
Zupa caldo verde z jarmużem
Krewetki z czosnkiem i pietruszką na maśle – dzieło Teścia:)
Piliśmy wiśniówkę ginjinha (krócej ginja), świeże soki z pomarańczy oraz różne typy wina Porto.
Najlepsza knajpa do jakiej trafiliśmy: Taberna Santo Antonio w Porto
Zakupy spożywcze najczęściej robiliśmy: w Pingo Doce i Lidlu.
Najtańsze pamiątki: w Lizbonie u Hindusów w dzielnicy Mouraria.
Co nam wyszło: zrealizowaliśmy plan w 90% a pogoda okazała się naprawdę łaskawa. Padało głównie w nocy;)
Co nam nie wyszło: nie udało nam się zobaczyć w słońcu Doliny Rzeki Duero – tego dnia pogoda była fatalna. Planujemy wrócić:)
Co nas zachwyciło: mnie kraina starych młynów a Maćka miasteczko Obidos – stwierdził, że to najlepsza średniowieczna osada jaką widział;) Teściów chyba Porto:)
Co nas zaskoczyło: śnieg na przełęczy!!!
Koszt wyjazdu za nas oboje na tydzień w kwietniu 2019 r: 4500 zł
Wyszło dużo i jesteśmy tego w pełni świadomi (głównie przez samochód). I nieco zaskoczeni. Z drugiej strony, to nasz jedyny zagraniczny wyjazd w tym roku, więc nie odmawialiśmy sobie przyjemności. Śniadania i obiady jedliśmy na mieście, dodatkowo robiliśmy zakupy w marketach. Jeśli doliczymy wstępy, pamiątki, bilety na transport miejski w Lizbonie i Porto… Teściowie wydali drugie tyle. Chcieliśmy jednak, żeby wrócili na maksa zadowoleni:) I udało się, bo do dziś wspominają nasz urlop a to jest bezcenne:)