Top
  >  Dziecko w plecaku   >  Wielkopolska z niemowlakiem, czyli co się zmieniło w naszych podróżach

Jesteśmy po pierwszej eskapadzie we troje. Przeżyliśmy! Zrobiliśmy ok. 800 km samochodem po historycznej Wielkopolsce. Spaliśmy w 6 różnych obiektach noclegowych (w tym air B&B, agroturystyka, niskobudżetowe hotele). Zwiedziliśmy mnóstwo miejsc związanych z historią naszej pięknej ojczyzny. Bywały lepsze i gorsze momenty, choć z ulgą przyznaję, że zdecydowanie więcej było tych pozytywnych:) Musieliśmy się bardziej nagimnastykować z całą logistyką, pakowaniem, planem podróży. Wieczorami byliśmy nieco bardziej zmęczeni, niż dotychczas. Ale daliśmy radę i co najważniejsze – warto było!

 

Co się zatem zmieniło?

Trasa (pod względem ilości przejechanych na dzień km) została całkowicie zaprojektowana pod młodego. Remik nie lubi zbyt długo przebywać w samochodzie. A może nie lubi siedzieć w foteliku… Pewna nie jestem, ale musiałam rozpisać i podzielić odległości tak, aby nie przekraczać jego dziennego limitu cierpliwości. Zdarzyły się wpadki ale patrząc wstecz, uważam że rozegraliśmy to na tip top:) Dzięki temu (o ironio!), jadąc tempem ślimaczym lub też na około, znacznie więcej zwiedziliśmy!

  • W kryzysowych momentach ratowały nas… chrupki kukurydziane!;)

 

Nieco większą wagę przykładaliśmy do miejsc, w których będziemy spać, choć wciąż nie było to kluczowe, bo nie zdarza nam się za dnia przesiadywać w obiektach noclegowych (już sama nazwa wskazuje jak je traktujemy;)). Wiadomo, musi być czysto i schludnie ale nie musi być ekskluzywnie, dlatego agroturystyka, choć skromna, zdała egzamin na medal. Fajnie, jeśli udało się z dwoma pokojami (usypianie młodego w osobnym jest łatwiejsze) ale i w zwykłych hotelowych pokojach daliśmy radę. Super, jeśli trafiły się duże łóżka lub dodatkowe łóżeczko dla dziecka.

 

Jeszcze będąc w ciąży stwierdziłam, że muszę zmienić nastawienie do zdjęć. Lustrzanka z obiektywem w ekstra pokrowcu (z kolejną ładowarką) + niemowlę to pewnie niesamowite kadry ale i mordęga z dźwiganiem całego majdanu. Kiedy zbliżały się moje urodziny, poprosiłam o mały ale dobry aparat kompaktowy. Lekki, poręczny, który można schować do kieszeni (tak, wiem, że są telefony z dobrymi aparatami ale w tym temacie jestem staroświecka – aparat ma być osobno). To był rozsądny krok!

 

Nie ukrywam. Wizja spakowania tych wszystkich tobołów spędzała mi sen z powiek. Zdając sobie sprawę z jaką częstotliwością dziecko się brudzi na co dzień, byłam przerażona, więc wzięłam wszystko co na ten moment młody ma do ubrania (i to była dobra decyzja). Zmieściliśmy się z Remikiem do jednej średniej wielkości walizki (Maciek osobno). Dodatkowo, w każdej sytuacji towarzyszył nam plecak podręczny z zestawem awaryjnym pierwszej potrzeby: pampersy, chusteczki, tetra, smoczek, jakaś zabawka, chrupki kukurydziane, woda, krem z filtrem, czapeczka lekka, czapeczka ciepła, bluza, komplet na zmianę, skarpetki… 😀 Czego tam nie było… matki zrozumieją;)

  • Następnym razem zabiorę inny plecak, z większą ilością kieszonek zewnętrznych.

Zaprzyjaźniliśmy się z matą piknikową! Nauczeni doświadczeniem z naszych krótkich tripów po okolicach Szczecina, zrozumieliśmy jedno: nie ważne gdzie dotrzemy i jakie mamy plany, nasz maluch potrzebuje się rozprostować! Minimum raz dziennie ale najlepiej 2 lub 3. Ileż można siedzieć w wyżej wspomnianym foteliku samochodowym, wózku czy nosidle… ? No właśnie. A tak się składa, że trafił się nam hiperaktywny brzdąc, który musi popełzać, pofikać, posiedzieć, poturlać się. Podróżując we dwoje i tak lubiliśmy urządzać pikniki, teraz stało się to przyjemnym obowiązkiem. Poza przerwami na karmienie czy zmianę pieluchy, doszło nam przymusowe lenistwo na macie;) Uzbrojeni w przekąski i owoce, rozbijaliśmy się w miejscówkach z ładnym widokiem. Parę razy zabraliśmy na matę obiad z baru mlecznego. Kiedy my pałaszowaliśmy, młody wykorzystywał swoje niezmierzone pokłady energii, dzięki czemu znacznie dłużej pozostawał w dobrym humorze. Jestem szczęśliwa, że sprostaliśmy jego potrzebom. I wiecie co? Chyba to właśnie TE chwile wspominać będę latami:)

 

Wieczory raczej apatyczne niż romantyczne;) Nie będę Wam tu ściemniać. Były pewne niedogodności. Nocne spacery, zachody słońca, winko w knajpce czy na balkonie przeszły nam koło nosa. Czy się tego chce czy nie, niemowlaka trzeba położyć spać o w miarę przyzwoitej godzinie, bo inaczej marudzenie, histeria itp. Chyba nie muszę tego wyjaśniać;) Ani razu nie udało nam się zagrać w kości (choć je zabrałam), ciężko było z czytaniem książki jeśli mieliśmy akurat jeden wspólny hotelowy pokój. Ze trzy razy udało nam się coś obejrzeć w TV – ale to na air B&B, gdy wynajmowaliśmy mieszkanie z dwoma pokojami. Zazwyczaj byliśmy jednak mocno zmęczeni i po prostu wcześnie kładliśmy się spać. Taki los młodych rodziców;) Kiedyś zabierzemy na wyjazd dziadków i może wtedy się wymkniemy gdzieś sami, a co;) Nie jestem tym jednak zmartwiona, wieczory we dwoje jeszcze wrócą, taka kolej rzeczy i już!

 

Kładliśmy się wcześnie ale i wcześniej wstawaliśmy. Na spokojnie jedliśmy śniadanko (sami je przygotowując, w żadnym z obiektów nie wykupiliśmy śniadań, bo z młodym to się nam najzwyczajniej nie sprawdza), pakowaliśmy manatki i przechodziliśmy do działania. Podobno kto rano wstaje…. ten ma dobry dzień i ładną pogodę;)

 

Czasem trzeba z czegoś zrezygnować. I tak jestem pełna podziwu, że tak pięknie zrealizowaliśmy nasz plan! Najwidoczniej nie był przeładowany i dobrze się spisałam 😀 A tak serio, nie udało nam się odwiedzić Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie. Musieliśmy spieszyć się w Gieczu, bo młody obudził się z drzemki i zaczął zakłócać muzealną ciszę;) Odpuściliśmy Biskupin. Obiecaliśmy sobie jednak, że wrócimy w te strony, kiedy Remik będzie w wieku szkolnym. To w końcu kolebka państwa polskiego! Z pewnością ucieszy go wówczas rejs wycieczkowym statkiem, wspinaczka na Mysią Wieżę, przejazd kolejką wąskotorową z Wenecji do Gąsawy, strzelanie z łuku w historycznym grodzisku, wystawa maszyn oblężniczych i park miniatur w Pobiedziskach. A jeśli dobrze się przygotujemy, wyniesie co nieco z gnieźnieńskiego muzeum:)

 

Wnioski:

  • Cieszę się, że przetrenowaliśmy wyjazdy bliżej domu, na bezpiecznym gruncie. Doceniam.
  • Bez nosidła i maty piknikowej byłoby znacznie trudniej!
  • Bez chrupek kukurydzianych mogłoby się nie udać.
  • Młody nie zapamięta, ale my zapamiętamy. I opowiemy mu, gdy będzie gotowy:)
  • Jak się bardzo chce, to można wszystko:)

post a comment