Top
  >  Dziecko w plecaku   >  5 dni na Kaszubach (jesienią, z rocznym dzieckiem) – co warto zobaczyć!

5-10 października 2021

Nasz jesienny wyjazd wyglądał zupełnie inaczej, niż sobie zaplanowaliśmy. Niestety, dwa dni przed wylotem Grecja wprowadziła obowiązek testów i TUI odwołało Polakom wszystkie podróże. Czy urlop w „piździerniku” w Polsce to dobry pomysł? Pewnie nie do końca ale jeśli życie Cię wyroluje a Wszechmocny wyśmieje Twoje dotychczasowe plany, to wsiadasz w auto, ruszasz na Kaszuby i nie grymasisz… Oczywiście, zawsze można wybrać kanapę i Netflixa ale… to nie dla nas. Dostrzegamy niezaprzeczalne plusy – puste szlaki, kolory wczesnej jesieni oraz charakterystyczna woń grzybów. Cisza, spokój i oszałamiający zapach lasu ❤ Polecamy na detox! I choć prognozy zapowiadały się nieciekawie, los uśmiechnął się z przekąsem i obdarował nas paroma ciepłymi promykami.

 

Na początek dotarliśmy do Chojnic, gdzie zrobiliśmy sobie wieczorny spacer po starym rynku, dorwaliśmy niezłą kawę w Kawiarni Arabica i okrążyliśmy zabytkowe mury. Spaliśmy parę kilometrów od Chojnic na Air B&B.

Dzień 1

We wtorek z rana podjechaliśmy do miejscowości Charzykowy – siedziby Parku Narodowego Borów Tucholskichh. Tam doradzono nam, który szlak będzie atrakcyjny a jednocześnie odpowiedni dla naszych 3 kółek. Marsz rozpoczęliśmy przy parkingu tuż za Bachorzem, następnie udaliśmy się w kierunku Krzyża Napoleońskiego, dalej aż do Jeziora Płęsno, po drodze minęliśmy pomnik przyrody Dąb Bartuś, następnie miejscowość Małe Swornegacie (którą znałam z opowieści Dziadka <3 ), aż dotarliśmy do punktu widokowego na Jezioro Charzykowskie – na skarpie. Piękna pętla (ok 10 km), pachnąca wczesną jesienią, mokrą ściółką, grzybami i oczywiście borem;)

Trasa naszego trekkingu po PN Borów Tucholskich

Dzień 2 

W środę miłościwa Pani Jesień urządziła dla nas zjawiskowy spektakl… Zmieniała kreacje niczym zawodowa aktorka na scenie, wprowadzając nas w najrozmaitsze nastroje. Przebierała się, przywdziewała maski i szaty, które połyskiwały w słońcu lub mieniły się w deszczu, uraczyła nas nawet tęczą. Chwilami ciężko było za nią nadążyć – mamy wczesną jesień czy może późne lato? – zastanawialiśmy się na głos. Szczególnie w skansenie, przechadzając się wśród zabytkowych drewnianych domostw sprzed 100, 200 a nawet 300 lat… łatwo było ulec melancholijnej zadumie nad przemijającym czasem… Doprawdy piękny był to dzień!

Na koniec wdrapaliśmy się na wieżę widokową (33,6m), skąd mogliśmy podziwiać całą okolicę w tym m.in Krzyż Jezior Wdzydzkich. Spaliśmy w Kościerzynie w Hotelu Gryf. W ich hotelowej knajpce zjedliśmy dwa przepyszne kaszubskie obiady – palce lizać! Polecam z czystym sumieniem, jeśli chcecie popróbować lokalnych specjałów!:)

Dzień 3 

Czwartek rozpoczęliśmy w Kartuzach a następnie przejechaliśmy tzw. Szwajcarię Kaszubską, przez którą wiedzie widokowa Droga Kaszubska dla zmotoryzowanych (utworzona w latach 1965-67). Trasa niby krótka (21 km) a jednak bardzo urokliwa! Przejeżdża się przez następujące wsie: Chmielno, Zawory, Ręboszewo, punkt widokowy „Złota Góra”, Brodnicę Dolną i Ostrzyce. Ostatni przystanek zrobiliśmy przy wieży widokowej na Wieżycy (328,7m n.p.m.). Co ważne, to najwyższe wzniesienia tzw. Niżu Polskiego. Jestem absolutnie zachwycona całą Drogą Kaszubską, bogatą w  jeziora i sielankowe pagórkowate krajobrazy – czytałam gdzieś nawet, że to taka kwintesencja regionu. Mam nadzieję, że przyszłości uda nam się przejechać ją ponownie, tym razem latem:) Na obiad  zatrzymaliśmy się w Sielawce, restauracji, która swojego czasu przeszła Kuchenne Rewolucje i powiem tak…ryba jak marzenie! Najlepsze jest to, że kiedy dzień wcześniej sprawdzałam prognozy, nawet nie marzyłam o takiej pogodzie – znów mieliśmy szczęście w nieszczęściu. Tylko spójrzcie na zdjęcia poniżej:)

Dzień 4

Piątek to powrót do korzeni… Podążaliśmy śladem mojego Dziadka, który w Wejherowie spędził dzieciństwo i lata młodzieńcze (choć urodził się w Działdowie, na granicy Mazur i Mazowsza). Dzięki mapce narysowanej przez jego brata a mojego Wujka Miecia (89 lat), udało mi się z grubsza odnaleźć domy, w których mieszkali z rodzicami. Niestety kawiarnia, do której chadzali na randki była nieczynna. Odwiedziliśmy także grób mojego pradziadka w Lęborku. Sentymentalnie a jednocześnie ekscytująco. Ciekawostka: jakie Lębork ma piękne kamienice przy deptaku! Kamieniczki niemal jak w Amsterdamie!

Dzień 5

Na deser „Kraina w kratę” niczym wisienka na torcie, którą polecili nam jakiś czas temu Iza i Paweł (dziękujemy!:)). Odwiedziliśmy Swołowo – pełne ryglowych i szachulcowych zabudowań – cudne! Można się zakochać! No a potem…. w długą;) jakimś cudem wpasowaliśmy się w drugą drzemkę młodego, dzięki czemu uniknęliśmy awantur i histerii na trasie (spał bite 2h! a żebyście widzieli go w tamtą stronę…). Tak, nasz syn wciąż nie najlepiej znosi długie odcinki w samochodzie… Pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś z tego wyrośnie…

Czego spróbowaliśmy na Kaszubach?

zupa musztardowa z lubczykiem, jajkiem i kiełbasą

żołądki indycze w chrzanowym sosie z młodymi ziemniakami

„szmurowane miaso” pieczeń wieprzowa w kminkowym sosie z golcami kaszubskimi i mizerią

smażone pierogi po kaszubsku z tłuczonymi ziemniakami z boczkiem, cebulką i ogórkiem kiszonym, serwowane z jajkiem sadzonym i maślanką

udo kacze pieczone w jabłkach i majeranku z sosem żurawinowym, z ziemniakami z patelni i modrą kapustą

sandacz w sosie kurkowym – ło matko jakie to było przepyszne…

Nasza trasa:)

post a comment